14:36

IV ROWEROWY RAJD BRDY




 W sobotę 18.06.11r pogoda była „dobra” - padał deszcz i było chłodno. Od rana chodziłam z myślą o zmianie trasy z MTB na turystyczną, bo co to za przyjemność jechać 85 km w deszczu i chłodzie? Postanowiliśmy więc podjechać autem na zbiórkę pod starym browarem. Na miejscu znalazło się już kilku śmiałków w kurtkach przeciwdeszczowych, z nadzieją poprawy pogody w głosie. Organizator rajdu był zmartwiony. Po odbiorze pakietu startowego, zapakowaliśmy bagaże do wozu. Myk do autokaru i w drogę do Chojnic. Była to jedyna okazja na chwilowa kimkę przed startem. Po drodze, drugi autokar zabrał rajdowiczów z Koronowa. Dalej kimka i modlitwa o lepszą pogodę. Po dwóch godzinach jazdy, zajechaliśmy do Chojnic. Po raz kolejny przekonałam się, że nadzieja nie jest matką głupich – przestało padać :). Parking pod marketem zaroił się od rowerzystów różnej maści. Odnalazłam chłopaków z teamu, porobiłam kilka zdjęć, dalej zjechaliśmy na przepiękną, romantyczną starówkę, gdzie dalej robiłam zdjęcia. Po kilkunastu minutach zjechała cała ekipa rajdu. Powitała nas władza miasta. Krótka odprawa i przejazd honorowy ścieżką rowerową do Charzykowy na start ostry, gdzie rozdano nam mapy na poszczególne trasy. Poranne myśli poszły w niepamięć, wybrałam trasę MTB bez mrugnięcia okiem :). Przez to, że Tomaszur chciał trochę powalczyć i pokręcić filmy, musiałam znaleźć sobie dobrego nawigatora (nie orientuję się:). Miesiąc wcześniej dałam ogłoszenie na fejsbogu z pytaniem kto jest chętny do towarzystwa – odpowiedział Adam Baumgart, któremu chciałabym serdecznie podziękować za dotrzymanie danego słowa!!! Tak więc powstała trzyosobowa grupa pościgowa w składzie: Adam, Darek (kolega z pracy Adama), Dusia albo „Grupa ADM” :). Ruszyliśmy więc z Charzykowy pod samochodową eskortą i błogosławieństwem Zbigniewa Wisniewskiego :). Na pierwszym podjeździe wszystko się rozstrzygnęło: do przodu wydarł Tomaszur, Łukasz Sosnowski z Flying Bikers, ekipa Rowerowej Brzozy ze Smokiem na czele, Szeryf, Kita, Gosia Nowacka oraz kilku silniejszych gości, których nie znam, a może znam a nie pamiętam jak się nazywają ;). Dalej jechała nasza grupa pościgowa. Udało nam się zyskać przewagę nad resztą rajdowiczów, po czym spuchliśmy z przegrzania ( z powodu nadmiaru odzieży), przez co kilka osób nas wyprzedziło na szosie. Zaczęła się pogoń (w grupie jechała kobieta – wiadomo, musiałam przycisnąć;). Szybkie, mocne tempo - zdarzyło mi się odpaść kilka razy, ale chłopaki wspomagali mnie „jazdą na kole” (nie wiem co Adam je, ale musi być dobre, bo dało mu siłę. Może to fakt, że został dziadkiem i rozpierała go nieokiełznana radość i energia ;). Udało się, wessaliśmy, grupę, która nas wyprzedziła! Jestem dumna z siebie, bo zostawiłam w tyle wielu mężczyzn jadąc w terenie:). Zaliczaliśmy kolejno punkt po punkcie. Podłoże było urozmaicone: asfalty, szutry i męczące, mokre piochy w szczególności w od Narodowego Parku Bory Tucholskie do Męcikału ;). I tu się okazało, że nauka jazdy w piachu nie poszła w las >:D. Szło mi zaskakująco dobrze – równo, mięciutko i do przodu. Darek miał trochę trudności, ale świetnie sobie radził. Tasowaliśmy się z grupą, którą wcześniej urwaliśmy, a to tylko z powodu, kilku błędów w orientacji. Przyznam, że Adam jest NIEZASTĄPIONYM NAWIGATOERM, CAŁY CZAS TRZYMAJĄCYM RĘKE NA PULSIE! Z Mecikału trasa prowadziła na zaporę w Mylofie, gdzie dostaliśmy dobrą pomidorówkę. Dalej na Rytel – znienawidzony przeze mnie szlak nad kanałem Brdy. Jak się później okazało, malowniczy, wybijający z rytmu odcinek, wzbudził wiele emocji wśród rajdowiczów ;). Trzeci raz tamtędy jechałam i muszę przyznać, że tym razem było całkiem przyjemnie, gdyby nie dziura, w którą się wbiłam (do dzisiaj nie wiem, jak uniknęłam OTB?!). Mięśnie się rozgrzały, dalej jechało się super. Zapędowo, bufet w Woziwodzie, Gołąbek i super leśny szlak do mety w Rudzkim Moście. DOJECHALIŚMY!!! Cali, zdrowi, bez defektów i innych ubocznych efektów, lekko zmęczeni, ale uśmiechnięci i zadowoleni :D. Z mety czmychnęłam na godzinę na most, by porobić kilka ujęć zawodników. Dłuuugo czekałam na kolejne grupy. Znalazłam chwilę na mindfulness. Płynąca rzeka Brda, ławica ryb, szumiące drzewa, śpiewające ptaki, czego chcieć więcej?! Wróciłam na camp, gdzie w powietrzu rozbrzmiewał śmiech i relacje zawodników. Na wygłodnialców czekały kiełbaski i pyszny bigos. Zbigniew ogłosił wyniki. Pierwsze miejsce wśród mężczyzn: Łukasz Sosnowski, dalej Piotr 'Smok' Stalmierski, Jacek Krakowski, Tomaszur, Adam Lutoborski, Wojciech Zupa. Wśród kobiet: Gosia Nowacka, Duśka (czyli ja:), Kamila Dżedżej, Gosia Posadzy i zapomniałam, jak się koleżanka nazywała ;P. Ja latałam z aparatem – co chwila ktoś zachwycał się moimi fotorelacjami z poprzednich rajdów Zbyszka – miód na moje serce :). Było wiele atrakcji: Strzelanie z paintball'a do celu (ja tam wolę wiatrówkę i strzelanie do puszek i innych celów;), wyścig na skrzynkach, zbieranie wianków za pomocą lancy (na kładzie), przeciąganie liny. W powietrzu latało dwudziestotrzyletnie frisbee Margoli. Był śpiew, tańce i inne wygibasy. Napoje „izotoniczne i spirytualne” lały się bez końca...

Poranek był truuuuudny ;). Śniadanie, szybkie pakowanie i jazda do Tucholi na honorowy start rajdu. Odprawa przez władze miasta, przejazd do Świtu, rozdanie map, kąpiel Kity bez gaci w Brdzie i jazda do przodu. Teoretycznie mieliśmy wrócić wspólnie na metę, w praktyce peleton rozciągnął się na kilka grup. Spory kawałek jechałam samotnie, co chwila zderzając się z ważkami :). Tomaszur dostał pozwolenie na udostępnienie alternatywnej trasy przejazdu dla chętnych - do ostatniego bufetu w Nadleśnictwie Różanna. Jechało się do przodu, pogoda była wyśmienita. Na szosach, kilku kolarzy bez słowa pozwoliło mi uczepić się koła ( D Z I Ę K U J E!). Nie ukrywam, że tego dnia wiało, a mnie bolały kolana i uda. Zrobiłam kilka pamiątkowych zdjęć na promie w Wielonku. Odkryłam, że na moim udzie podróżował spory, zielony pasażer na gapę, żuczek, jakiego nie widziałam wcześniej! Dojechaliśmy do Nadleśnictwa, tam również zrobiłam kilka zdjęć. Na trasie do Bydgoszczy towarzyszył mi Kitajec – w Samociążku wybraliśmy drogę asfaltową, by nie męczyć się już w terenie (piachy). Szybko poszło! Mój dom nad rzeką ściąga mnie zawsze jak magnes, jest niezawodny. Pomimo zmęczenia, dostaje takiego poweru, że hej! :). Dalej na Myślęcinek, przez Rynkowo. W drodze dogonili nas: Jaca, Margola, Adam, Zupa, Smok. Kita powiedział, że już nigdy nie uwierzy w to, że „nie mam siły” (dokręcałam na zjeździe ;). Jechaliśmy kilkadziesiąt metrów za przecinakami. W końcu dojechaliśmy na metę, na której spotkaliśmy Kasię Kasperczyk :). Porobiłam kilka zdjęć. Pogoda się popsuła, zaczęło padać. Okazało się, że zawodnicy przyjechali dwie godziny przed czasem (oficjalne zakończenie miało odbyć się na Wyspie Młyńskiej o godzinie 16.00). Zabrałam więc manele z bagażówki i pojechałam do domu. W drodze zlał mnie deszcz. Wyrychtowana, podreptałam na wyspę z aparatem. A tam pełno rowerzystów ;). Kilka słów Organizatora i uroczysta dekoracja uczestników. Pan Leszek Bohl wręczył puchary i podziękowania m.in. Zbigniewowi Wisniewśkiemu za aktywizowanie osób niepełnosprawnych i wspieranie ich udziału w wydarzeniach sportowych oraz integrację na jego imprezach. Na koniec pamiątkowe zdjęcie z najlepszymi zawodnikami oraz wspólne zdjęcie z moim teamem w niepełnym składzie (ale zawsze).

ZBIGNIEW.... D Z I Ę K U J Ę!!!!! Za wszystko co zrobiłeś dla mnie, dla nas wszystkich, za mega rozsadzający ładunek pozytywnej wibracji rowerowej energii! Za to, że jesteś i robisz zamęt w mieście ;). Za obalanie granic między ludźmi. Za przesympatyczną organizację Rowerowa Brzoza i aktywizację wszystkich jej sympatyków. Za super urozmaiconą trasę rajdu. D Z I Ę K U J Ę!!!

Chciałabym serdecznie podziękować mojej GRUPIE POŚCIGOWEJ, w szczególności Adamowi Baumgartowi, za doborowe towarzystwo, nawigację i dotrzymanie danego słowa, że mnie nie zostawi na pastwę losu ;). Za zrozumienie, dużo uśmiechu i dobrą zabawę. Wzruszenie odbiera mi mowę!!! Jeszcze raz pragnę złożyć ogromne gratulacje Adamowi za przejście do nowego etapu w życiu! Adam, jesteś jedynym dziadkiem, jakiego znamy, który robi pompki na jednej ręce ;D.

Dziękuję również wszystkim, którzy zaangażowali się w pomoc przy przygotowaniu zawodów: tym, którzy nas „oblepiali”, karmili, wozili nasze bagaże, zabezpieczali trasę, ratowali. Podziękowania należą się również Maciejowi „kamerunowi”, który jeździł z kamerą wśród dzikich kolarzy. Panie reżyserzu, czekamy na zapierający dech film! :)

Dziękuję mojemu teamowi Flying Bikers, za wspólne biesiadowanie, Margoli za to, że zabrała suszarkę z jonizacją i frisbee;). Dziękuję wszystkim moim przyjaciołom i kolegom za dzikie tańce pod namiotem, które wymęczyły mnie bardziej niż rajd ;). Za ciepłe słowa sympatii dla moich rowerowych fotorelacji – wzruszenie odbiera mi mowę po raz kolejny :').

Osobne podziękowania dla mojego narzeczonego Tomaszura, za kręcenie relacji z headcam na trasie „buszujących w chaszczach” i nie tylko (Panie reżyserzu, również czekamy na film). Za to, że pozwoliłeś mi jechać z chłopakami. I... za to, że jesteś :*

Myślę, że pomimo tego, że nie ma już z nami mojego taty, jest on zawsze obok mnie, podgląda przez ramię to, co robię. Jest ze mnie dumny i cały czas ładuje moje akumulatory, bym miała siłę pedałować do przodu. Dedykuję mu każdy osobisty sukces - nawet te najmniejsze! Dziękuję Ci tato, że dzięki Tobie mogę rozwijać moją fotograficzną pasję i dzielić się nią z innymi :,*

I... do zobaczenia na szlaku! 

Moja fotorelacja z VI Rowerowego Rajdu Brdy

Zapraszam na stronę Rowerowa Brzoza!

Brak komentarzy:

Copyright © 2016 coco bike , Blogger