10:19

Smukalskie porzeczki są najsłodsze pod słońcem...

Smukalskie porzeczki są najsłodsze pod słońcem...
Enone, jute, białe, ielone owoce, robaczki, szał obklejania samochodzików i czego jeszcze się tam da... Czyli świat pełen tajemnic dla małego odkrywcy... bezcenne :) pozdrowienia dla Natalii, Adama i Mikusia, dzięki za wspaniały weekend!!!

MIKOŁAJEK

13:56

Me and my dad...

Me and my dad...
Dad, be strong in fight with cancer! Hang on, I love you very much...


13:46

macroworld in my garden

macroworld in my garden





Zdjęcia zrobiłam aparatem Canon 50D + mieszek do makro... Jest petarda w cyfrowej jakości! A pajunki mają sześć oczów :@

15:36

przelotem... napisze potem... wziuu!

Chwilowa przerwa w blogowaniu... nie mam neta. Siedzę w CentrumRowerowym.pl z ekipą rowerowych zwyroli i dostaje już w dekiel /:P. Kolejny dzień zmagań z nowym lay'em strony CR.pl, jestem bliżej niż dalej, uff... Przeziębienie nie odpuszcza, musze iść do lekarza po kolejna bateriw antybiotyków. Mam Light room'a, zniknął problem z obróbką rawów z Canona 50d Sonyka. Jest grubo, bedzie bardziej :D Pozdrorower!

19:19

Z motyką na słońce... a właściwie to na mnie ;P

Moi znajomi skarżą się na mnie, że za dużo przeklinam. Z dzisiejszej rozmowy z moim przyjacielem ( pozdrowienia dla Grubego :) doszliśmy do wniosku, że trzeba to zmienić. Dochodzi do tego jeszcze parę innych aspektów mojego życia, z którymi walczę już od jakiegoś czasu. Mianowicie:

- ubieram się za mało kobieco
- zachowuje się mało kobieco
- wstydzę się chodzić w sukienkach
- nie umiem chodzić na wysokich obcasach
- nie umiem się malować
- nie potrafię dobierać dodatków do ubioru
- nie umie komponować ubioru
- garbię się
- przeklinam
- szybko się filcuję
- ostatnio mam problem z podejmowaniem decyzji
- przeklinam
- yyy... przeklinam
- wstydzę się rozmawiać po angielsku
- włosy... co z włosami?

Fakt, lubię ubierać się wygodnie, wynika to z mojego aktywnego stylu życia ( ciągły ruch, jazda na rowerze). Nie maluje się, bo zazwyczaj nie mam na to czasu. Nie chodzę na wysokich obcasach, bo są dla mnie niewygodne. Generalnie jestem chodzącym artystycznym chaosem :D. Hm, jest mi z tym wygodnie, a jednocześnie mi to przeszkadza. Dlategóż chcę poprosić moja przyjaciółkę Kasię, która jest 100% chodzącą kobiecością, aby pomogła mi ogarnąć siebie ;) Te wakacje poświęcam na Akademie Kobiecości... starcie dwóch tytanów! Ciekawa jestem co z tego wyjdzie: mam nadzieję, że nie ręka, noga, mózg na ścianie, oko na widelcu ;). Zobaczymy... postaram się udokumentować moje metamorfozy. Trzymajcie za mnie kciuki! Rowerpower!


20:56

sick and tired

sick and tired
I am sick and tired. I feel and look like a piece of shit... God, I hate it!


14:04

Like a horse after western...

Like a horse after western...

Zmagania z sesją i Kaszeberundą są już za mną. Czuje się jak koń po westernie. Dodatkowo jestem chora - zajeb.... zatoki. Nie mogę zasnąć w nocy, śpię góra 3-4 h, cały czas na czuwaniu, żeby się nie udusić we śnie... Rano miałam dość krytyczny moment z oddychaniem. Dupa, dupa, cycki! Nieźle mnie załatwił tamten deszcz pod koniec Kaszeby :/ kurwa... chcę odpocząć, a nie potrafię, nie mam do tego warunków...


18:15

Kaszeba, Kaszeba, KaszebeRunda! 215 km po szosach!

Kaszeba, Kaszeba, KaszebeRunda! 215 km po szosach!

PRZYGOTOWANIA

Jak zwykle na ostatnią chwilę serwis roweru u największego, najlepszego, najwspanialszego serwisanta Bydgoszczy - Le Tomszura. Wymiana kiery na obciętego barana, opony Long Distance Hutchunson'a (mega pojechane czerwone:). Łańcuch i siodełko zostały. Miałam mały młynek z powodu sesji – drukowanie i oddawanie pracy na ostatnią chwilę... I się nie przygotowałam, nie zabrałam kluczy do tylnego koła, smarowideł, część rzeczy zabrałam z Poznania, część miałam jeszcze nie spakowana w Bydzi. Tomaszur chodził zły jak osa, bo grzebaliśmy się strasznie, wybieraliśmy się jak srać za morze. Odebraliśmy Szeryfa i Dorotkę. Do dzisiaj nie wiem jak nam się udało upchnąć w Czerwonym Karawanie Toma?! VW Passat daje rade pomieścić trzy rowery, bagaże czterech osób... Na pewno weszłoby więcej;P

ROAD TRIP TO KOŚCIERZYNA

Z racji braku moich kompetencji w nawigacji, w celu uniknięcia niepotrzebnego zmuszania Tomaszura do snucia uwag pod moim adresem – Szeryf - operator tirów zajął moje miejsce z przodu. Po tripie do wielokulturowego, europejskiego miasta jakim jest Koscierzyna, przyszło nam szukać miejsca naszego spoczynku. Szeryf zarzekał się, że znał drogę do Małej Szarloty – ośrodka malowniczo położonego nad jeziorkiem (Hoppas był już na miejscu:)... i straciliśmy jakieś pół godziny na dotarcie do celu. Było śmiesznie: nawigacja na dwie kobiety wychylające się przez tylne okna, po ciemku, by wyjechać tyłem ze złej drogi, w dodatku pod górkę;P

NA MIEJSCU

W ośrodku czekał już na nas Hoppas. A domek pierwsza klasa: dwa pokoje i salun (pięć łóżek), kuchenka, łazienka, lodóweczka, telewizornia, naczynia – full wypas. Mieliśmy małą zagwozdkę, gdyż okazało się, że nie ma butli gazowej w kuchence. Chłpaki dziabneli bronxy, przygotowaliśmy rowerki i w kime.

WIELKI, DŁUGI, ROWEROWY DZIEŃ

Rano odbywały się cuda na kiju, żeby odgrzać makaron (puszki z szamą w misce zalanej wrzątkiem;). W ruch poszła maść końska Hoppasa (dzięki, pomogła na mojego zwyrodnialca w karku!). Pojechaliśmy się zarejestrować, o 8.20 mieliśmy start. START!!! Radiowóz policyjny wyprowadził nas z miasta. Do tego momentu udało mi się utrzymać w czołówce 'peletonu'. Potem był już siwy dym;P Szeryf i Hoppas wydarli do przodu, ja traciłam prędkość na górkach, bo jechałam na single'u. Dojechałam do pierwszego bufetu – jako posiłek regeneracyjny był chleb ze smalcem , dżemem, drożdżówka i kawulec. Pojechaliśmy dalej, Tom zrobił kilka zdjęć. Jadziem, jadziem.. pojawił się drugi bufet w miejscowości Laska. I był to koniec dobrze przygotowanych bufetów dla ostatnich zawodników peletonu :( W trakcie jazdy Tomaszur łapie kapcia na swoim 29”ninerku. Dalej jechałam sama przed siebie, nie wiem jak długo... dość długo. Tom gonił mnie potem na beztlenie :) Gdy mnie dorwał przyszedł czas na mój defekt: urwałam koszyk – został w mojej ręce na bidonie. Jechaliśmy dalej do Charzykowa. Tam miał czekać na nas bufet z ciepłym posiłkiem, KTÓRY BYŁ ZAJEBIŚCIE ZIMNY!!! Spotkaliśmy tam Zbycha i jego ekipę Rowerowego Rajdu Brdy (pozdrowienia dla Snuffiego, Edyty, Kermita, Moni, Kity, Smoka, Zbycha, Daniela i znajomków z widzenia;). Z Charzykowa jechaliśmy drogą krajową na Koszalin. Co mogę powiedzieć... jakieś 30-40 km wiatru w mordę, tiry, ścigacze i uj wie co jeszcze!!! Dojechaliśmy do kolejnego bufetu, gdzie mały wiejski chłopiec przygrywał jakieś smęty na Keyboardzie... Po jakimś czasie zjechaliśmy z krajówki. Przyszła chwila kryzysu, wkurwa, łez i chyba radości, że zjechaliśmy z krajówki (żeby nie było, że ze zmęczenia;). Okazało się, że faktura z CentrumRowerowego.pl świetnie nadaje się na papier toaletowy >:D. Jadziem dalej... Na drodze do Parchowa stanęła nam wyjebana górka – dla mnie wręcz ściana płaczu. Jadziem, jadziem... kolejny bufet, na którym zaoferowali nam wodę. Brakowało nam cukru i to wybitnie. Zatrzymaliśmy się na stacji benzynowej. Batony, batony i jeszcze raz batony... i żelki w cukrze!!! Dostaliśmy też żele energetyczne od kolesi z wozu technicznego. I od tego momentu był tylko OGIEŃ Z DUPYYYYYYYY!!! Po drodze minęliśmy ostatni bufet, wciągnęliśmy pięć osób, nie byliśmy już na szarym końcu>;) na odcinku 10 km do mety, złapała nas burza z deszczem. Ogień z dupy działał cały czas. Dojechaliśmy na metę, czułam jak woda w butach przelewa mi się raz do przodu raz do tyłu... Medale, zwrot kaucji i strzała do Ośrodka. Kurna, jeszcze w życiu tak nie zmarzłam na rowerze! Zmęczeni ukończyliśmy rajd przed czasem i nie byliśmy ostatni:D

ZDJĘCIA TOMASZURA Z KASZEBERUNDY



Copyright © 2016 coco bike , Blogger